Jeszcze kilka lat temu większość szkoleń powstawała na bazie materiałów merytorycznych zleceniodawcy. Niezależnie od tego, czy szkolenie obejmowało treści specjalistyczne, czy dotyczyło nauki umiejętności miękkich – merytoryka była gotowa, a zadaniem dostawcy e-learningowego było poukładanie treści w taki sposób, aby stworzyć możliwie najlepsze szkolenie. W wielu przypadkach edycja treści ograniczała się jedynie do zmiany formy osobowej, pasującej do tutora, który był gwiazdą szkolenia. Tak było – i zapewne bywa nadal – ale czasy się zmieniają, oczekiwania rosną, a zwiększająca się liczba obowiązków u klientów powoduje, że coraz częściej wymagają oni, by to firma e-learningowa dostarczyła treści. Tak się dzieje również u nas. I tu zaczynają się schody. Na rynku znajdziecie setki trenerów, ekspertów, specjalistów, coachów z najróżniejszych dziedzin. Każda z tych osób deklaruje swoje ogromne doświadczenie i wiedzę. Życie jednak weryfikuje założenia rozumu.
Jakiś czas temu zapytaliśmy trzech niezależnych ekspertów o chęć przygotowania treści merytorycznych do szkolenia dotyczącego założenia i prowadzenia własnej firmy. Temat wydaje się prosty, liczba specjalistów od przedsiębiorczości – ogromna, więc nadzieje były duże. Po jakimś czasie dostajemy fragmenty materiałów, z których każdy ma bardzo podobną formę, mniej więcej taką:
Przedsiębiorczość jest to…
Rozróżniamy następujące rodzaje działalności gospodarczej…
Spółka z o.o. charakteryzuje się…
Marketing jest to….
I tu nastąpiła konsternacja. Zdaliśmy sobie sprawę, że pewna linia została przekroczona. Nie da się z tego zrobić skutecznego szkolenia, bo sami nie lubimy się tak uczyć.
Smutne jest to, że każdy z trzech „ekspertów” podszedł do tematu podobnie: nie przemyślał go zupełnie. Nie zastanowił się, kto ma być odbiorcą, jak taka osoba lubi się uczyć, jakich informacji jej potrzeba, jak tę informację podać, aby była łatwa w odbiorze i zapamiętaniu. Kilka prostych pytań, 30 minut refleksji i nikt nie wysłałby treści w formie kopiuj-wklej z podręcznika przedsiębiorczości dla uczniów pierwszej klasy liceum. W biznesie chodzenie na skróty, robienie czegoś na odwal nigdy nie popłaca.
Co zrobiliśmy?
W konsekwencji materiał przygotowaliśmy sami, myśląc o uczestnikach i celu szkolenia. Stworzyliśmy materiał dopasowany do odbiorcy, prowadzący krok po kroku po praktycznych aspektach założenia i wypromowania firmy. Pokazaliśmy, jak to zrobić szybko i dobrze, na co zwrócić uwagę i dlaczego. Nie zamęczaliśmy definicjami, dialogami, przydługim wprowadzeniem. Daliśmy konkretne, praktyczne rady, które sami lubimy dostawać od bardziej doświadczonych kolegów. A osobom, które lubią uczyć się same, wskazaliśmy, gdzie zdobyć darmową wiedzę teoretyczną. W efekcie powstało szkolenie odebrane przez uczestników w sposób wyjątkowy i wiemy, że warto było włożyć wysiłek w treść i formę.
Inny przykład
Innym przykładem treści nieadekwatnych do potrzeb są wszelkie tematy natury prawnej. Wszyscy wiemy, że są to zagadnienia trudne i często nudne (nie czuję, że rymuję). Można wymyślać setki interakcji i sposobów uatrakcyjnienia ustawy o prawie pracy, ale dalej będzie to ustawa napisana takim, a nie innym językiem. Czy można zrobić to inaczej? Jeśli klient twierdzi, że w szkoleniu mają się znaleźć treści prosto z ustawy – to trudno, możemy w to wejść, z góry wiedząc, że się nie uda, lub odmówić z tego samego powodu. Można również przygotować się i przedstawić argumenty, dlaczego warto poświęcić trochę czasu na modyfikację treści.
Pewna firma, zatrudniająca dużą liczbę osób w wielu lokalizacjach i krajach, zdiagnozowała problem z niewystarczającą znajomością prawa pracy przez pracowników odpowiedzialnych za zatrudnienie w różnych częściach kraju. Braki te miało uzupełnić szkolenie online. Przystąpiliśmy do pracy, zaczynając standardowo od spotkania zespołu roboczego i analizy. Po zapoznaniu się z treściami jednoznacznie stwierdziliśmy, że takie szkolenie absolutnie nie rozwiąże problemu. Ponieważ materiał był teoretyczny, osoby zdobyłyby wiedzę, która nie rozwiązałaby ich problemów. Dla klienta takie szkolenie oznaczałoby stratę czasu i pieniędzy. Treść ustawy jest powszechnie dostępna i zapoznanie się z nią nie stanowi problemu. Ale jej właściwa interpretacja i szybkie znalezienie odpowiedzi na konkretne pytania – już tak.
Czy zdarzyło Wam się kiedyś czytać instrukcję do wypełnienia PIT i chwilę potem dzwonić do księgowej z pytaniem: „Ale właściwie o co tam chodzi?”. Zapewne tak. Przeczytaliśmy, zrozumieliśmy zapis, ale nie mamy pewności, czy nasza interpretacja jest właściwa.
Wracając do naszego prawa pracy: po przeanalizowaniu możliwości zaproponowaliśmy podejście praktyczne. Przerobiliśmy treści tak, aby pozwalały uczestnikom szybko odnaleźć potrzebne informacje. Zaproponowaliśmy minigry, w których należy rozwiązać liczne przypadki od A do Z, wysłuchać pytań, odpowiedzieć na nie, wydrukować odpowiednie dokumenty itp. Daliśmy narzędzie, które uczy i pomaga, a nie tylko przekazuje wiedzę. Wysiłek interpretacji wzięliśmy na siebie, wczuwając się w rolę odbiorcy, rozumiejąc jego problemy i chęć znalezienia rozwiązania.
I tu dochodzimy do sedna tematu. Treści w szkoleniach są kluczowe. Forma prezentacji treści jest kluczowa. Jednak bez odpowiedniego przygotowania merytoryki, dogłębnej analizy i modyfikacji szkolenia nauka w formie samokształcenia się nie sprawdzi. Nie jesteśmy na szkolnej lekcji, podczas której dobry nauczyciel między jedną definicją a drugą wplatał ciekawą anegdotę, jaką pamiętamy do dziś zamiast definicji. E-learning to nie książka, to nie szkolenie stacjonarne. Treści w e-learningu muszą zostać tak przygotowane, aby dana grupa odbiorców mogła się zainspirować i samodzielnie nauczyć. Jeśli szkolenia będą tak tworzone, nikt nie powie, że e-learning jest nudny i, co gorsza, nieefektywny – braku takich zarzutów sobie i Wam życzymy.